PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=136146}
4,0 3
oceny
4,0 10 1 3

Into the Darkness
powrót do forum filmu Into the Darkness

Kilka modelek i jeden model wraz z ekipą lecą na Maltę by wykonać sesję fotograficzną. Jak się jednak okazuje wśród nich jest morderca. W retrospekcji widzimy kilka scen z dzieciństwa mordercy, które wywarły a nim piętno. Czy komuś uda się przetrwać? Czy ktoś pozna tożsamość mordercy? Film próbuje przykuć uwagę widza tylko jednym: pytaniem kto jest mordercą? I choć w wielu filmach to może wystarczać tak tu się to nie udało. To co bije z ekranu przez cały seans to nuda. W filmie panuje całkowita stagnacja. Postacie rozmawiają, przemieszczają się, robią zwykłe rzeczy i w zasadzie nie budują żadnego napięcia, klimatu o akcji nie wspominając. Żeby była też jasność filmu nie można nazwać horrorem, co najwyżej thrillerem i to raczej obyczajowym. I choć początek sugerował coś na kształt giallo to kompleksowo jak dla mnie jest to filmowe nic. Okruchy slashera, giallo i filmu psychologicznego skąpane w nudzie i nijakości. W pewnych momentach "Into the darkness" wygląda jak film promocyjny Malty. Założę się, że obraz powstał we współpracy z miasteczkiem gdzie robiono zdjęcia ponieważ reżyser serwuje nam sceny chodzenia po mieści i okolicach. Nawet w napisach końcowych pojawiły się podziękowania dla konkretnych lokacji. Gdy akurat film nie podejmuje tematu morderstw, a podejmuje go bardzo rzadko to wygląda on jak przydługi odcinek "Klanu". Jak już wspominałem postacie robią zwykłe rzeczy, gadają o niczym akcja nie posuwa się ani na krok. Co jakiś czas tylko sugerowana nam jest obecność mordercy, który może zaatakować ale wygląda to raczej tandetnie niż miało by w jakikolwiek sposób budować napięcie czy poczucie zagrożenia. Twórcy poza pokazywaniem plenerów nie próbują przykuć uwagi widza niczym. Jeśli twórcy w ten sposób chcieli uśpić uwagę i czujność widza to im się udało z tym, że chyba sami zapadli oni w sen, z którego już się nie obudzili. Rozwiązanie zagadki tożsamości mordercy jest banalne. Nie ma tu żadnej niespodzianki, widz sam się domyśla kto jest mordercą. Morderstwa prawie bezkrwawe (raptem parę czerwonych kresek i to dopiero pod koniec), zazwyczaj dzieją się poza kadrem, a te które reżyser postanowił pokazać zostały nakręcone w taki sposób, że widz sobie więcej "dopowiada" niż faktycznie widzi. Nagości brak. Jeśli chodzi o styl kręcenia to jakby połączenie telewizyjnych produkcji z lat 70, seriali z lat 80 i video klipów z lat 90. Wiele ujęć dezorientujących, dziwnie nakręconych. I początkowo zbliżenia, przejścia i cała reszta wydawała mi się interesująca to z czasem coraz bardziej męczyła. Wygląda to wszystko jak amatorska produkcja. Aktorzy tak samo fatalni. John Saint Ryan jako model to jakiś żart, modelki tylko przyjemne dla oka ale ich gra aktorska trąci amatorszczyzną, pozostali aktorzy to samo. Co w tym wszystkim robi Donald Pleasence? Nie mam bladego pojęcia. Prawdopodobnie był akurat na wakacjach na Malcie i został zaproszony do udziału w filmie. Jego rola zdaje się być napisana dopiero w trakcie zdjęć i jest całkowicie zbędna. Pojawia się w trzech scenach i znika, nie wnosząc nic do fabuły. Poza tym jak do ciężkiej cholery za scenariusz odpowiadają trzy osoby? Scenariusz, który sprawdziłaby się jako odcinek serialu został rozwleczony do 91 minut. Coś co przygotowali panowie Kent-Watson, Ryan, Sinclair(słusznie ukrywając się pod pseudonimami) była by w stanie napisać jedna osoba i to całkowicie niezwiązana ze scenopisarstwem. Swoją drogą twórcom strony i kontrybutorom Filmwebu chyba nawet nie chciało się sprawdzić dokładnie twórców filmu przez to mamy tu taki bałagan. Film tonie w nudzie i braku talentu twórców. Czy są tu zatem jakieś plusy? Są i to dwa. Pierwszy to maltańskie krajobrazy i plenery. Czy to uliczki czy ruiny zamku czy nawet krótki fragment w nadmorskiej wiosce wszystko to wygląda świetnie. Jeśli przez te ponad 30 lat na Malcie nic się nie zmieniło twórcy mogą śmiało tam lecieć by zrobić naprawdę pełnokrwisty thriller. Drugi plus to muzyka Chrisa Rea. Kawałki szybko wpadają w ucho, a w trakcie seansu nawet nie wiedziałem kto za nie odpowiada. Każdy kawałek od Out of Darkness przez I can hear your heartbeat po Loving you to perełki. Brzmi to jak szlachetne ejtis i właściwie tylko ten element ratuje film. Nawet gdy nie słychać głosu Chrisa Rea tylko instrumenty jakoś to brzmi. Muzyka zdecydowanie wyróżnia spośród całej nijakości filmu a wrzuceniu utworów Chrisa Rea to strzał w dziesiątkę. Zagoszczą one na jednej z moich playlist. Całą resztą tworu Kenta-Watsona można sobie odpuścić. No i jeszcze fani Donalda Pleasence'a zapewne się pokuszą o seans. Film jest nudy, sztampowy, bez polotu i pomysłu. Tak jakby Tommy Wiseau po obejrzeniu "Marnie", "Halloween" i "Torso" postanowił nakręcić film tylko bez scenariusza. Himalaje filmowych nudów a przecież modelki, piękne maltańskie scenerie i morderca to niemal samograj. I nawet mając uwagę, że to tylko produkcja video to nie mogę przymknąć oka na wykonanie, kiepski scenariusz, brak napięcia i zwyczajnie nudę. Ale kawałki Chrisa Rea wciąż grają w głowie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones